Umacnia się moje przekonanie, że próba zachowania prywatności przy korzystaniu z obecnych technologii webowych jest jak próba noszenia wody w durszlaku: wykorzystujemy narzędzie, które z powodu jego kształtu zupełnie nie nadaje się do naszego celu. Możemy je naginać i łatać, ale nie rozwiązujemy problemu źródłowego. Potrzebujemy więc nowego, lepszego narzędzia.
(autor ilustracji: Jan Kryciński)
Internet stał się platformą do publikowania aplikacji, a nie do publikowania informacji. Kiedyś, gdy różne strony z newsami wypuszczały aplikacje mobilne do swoich portali, to przewracałem oczami i mówiłem, że wolę Web, bo tam mam większą kontrolę. Teraz właściwie nie widzę różnicy. Jak ktoś wskazuje mi stronę internetową, to mam takie same odczucia, jak gdy ktoś każe mi zainstalować aplikację na swoim komputerze/telefonie - nie mam pojęcia, co ten koń trojański z megabajtami skryptów śledzących w środku zrobi z moim urządzeniem, danymi, czasem.
Wszystko zaczęło się też centralizować - Internet przestał być ekosystemem różnorodnych, samodzielnie utworzonych stron. Użytkownikom zabrano dostęp do podstawowych narzędzi ekspresji online (html+css). Minęły czasy, gdy swoją stronę na MySpace można było dostosowywać własnymi stylami i sprawić, aby miała unikalny wygląd. Wszystko stało się kontrolowane, homogenizowane i po prostu nudne, a narzędzia ekspresji zostały tak pokomplikowane, że tylko wybrane “elity” mogą z nich korzystać.
Aktualny stos technologii internetowych stał się tak gargantuiczny, że właściwie jakakolwiek konkurencja na rynku przeglądarek stała się niemożliwa, bo stworzenie nowej przeglądarki internetowej musiałoby wiązać się z kosztami rzędów milionów dolarów. Wszystkie przeglądarki to klony Chromium, poza Firefoxem, który do nie dawna był moją ostatnią nitką nadziei odnośnie odzyskania internetowej różnorodności i swobody.
Mozilla niestety nie pomoże zmienić tego stanu rzeczy. O ile jest odpowiedzią na monopol przeglądarek, o tyle ten monopol to tylko symptom większego problemu: Internet jest kontrolowany przez Google.
Google i Mozilla to właściwie partnerzy, którzy potrzebują nawzajem swojego istnienia. Mozilla utrzymuje się w większości (jeżeli nie praktycznie całkowicie) z pieniędzy od Google’a. Google potrzebuje istnienia Firefoxa do obrony przed pozwami o naruszaniach prawa o konkurencji. Mozilli opłaca się nie zwalczać Google’a, a Googlowi opłaca się utrzymywać Firefoxa przy życiu, jednocześnie podejmując działania całkowicie prostopadłe do wartości, jakie stara się walczyć Mozilla Foundation. Dlatego przez lata będziemy obserwować cykl: Mozilla wymyśla zabezpieczenie, Google uczy się je obchodzić.
Internet stał się miejscem dla firm. Przez trwające dekady, staranne zabiegi zwalczające interoperacyjność trudno utworzyć w nim swoje własne miejsce. Większość osób wynajmuje swoje miejsce w Sieci, może być z niego w dowolnym momencie wyproszona, a zasięgi tworzonych w nim treści są sztucznie ograniczane. Użytkownikom systematycznie odbiera się kontrolę nad ich własnym cyfrowym życiem. Monopol jest dźwignią do wprowadzania nowych ograniczeń: przez to, że np. Instagram jest zamkniętym systemem, może pozwolić sobie na blokowanie możliwości wysyłania zdjęć z przeglądarki komputerowej albo wyłączanie użytkownikom możliwości umieszczania klikalnych linków w swoich postach.
To trochę jak w życiu w wynajmowanym mieszkaniu. Nie można wywiercić dziury w ścianie czy dokonać przemalowania, jeżeli właściciel mieszkania nie wyrazi na to zgody.
Potrzebujemy technologii, która jest dla ludzi. Dająca pełną kontrolę nad swoją ekspresją i nad swoimi danymi. W technologiach pod parasolem http
jest to aktualnie możliwe, ale niestety http i towarzyszące mu technologie dopuszczają popełnianie nadużyć, które doprowadziły do stworzenia ekosystemu niesprzyjającego użytkownikom.
Jak pokazał przykład obecnie dominujących standardów webowych, jeżeli technologia dopuszcza śledzenie, to to śledzenie się pojawi. Jeżeli technologia dopuszcza ograniczanie interoperacyjności, to będzie ona ograniczana. Potrzebujemy bezkompromisowej technologii, która traktuje nas, użytkowników, jako kierowców - a nie jako pasażerów.
Uważam, że Internet 4.0 nie powinien być po prostu kolejną wersją technologii sieciowych. Dotychczasowe “aktualizacje” zakładały pełną wsteczną kompatybilność i przez to dokładały więcej i więcej i więcej, a nic nie odejmowały. Internet 4.0 powinien być technologią (lub zbiorem technologii), która będzie działała obok obecnego internetu i będzie pozbawiona bagażu jego poprzedników. Wyobrażam sobie powstanie protokołu shttp
(simple http), albo popularyzację protokołów Gemini lub Gopher jako alternatyw, które mogą działać obok stron opartych o dominujący http, bez ambicji ich zastąpienia.
Źródła, dalsza lektura
- Google opłaca Mozillę
- Strona główna projektu Gemini - zawierająca także linki do wyszukiwarki
- Project Gemini’s Plan to Revolutionize Internet Browsing
Możesz posłuchać naszej dyskusji o powyższym temacie w 16. odcinku naszego podcastu: