UPDATE: Możesz też posłuchać naszych rozmów o tym temacie w naszym podkaście:
Apple nakazał Telegramowi ocenzurowanie trzech kanałów, które są używane przez osoby walczące z białoruskim reżimem. Zgłoszonym powodem nakazu jest fakt, że kanały te publikują dane osobowe zidentyfikowanych przez aktywistów oprawców.
Nakaz został po pewnym czasie doprecyzowany: Apple nie żądał usunięcia kanałów, ale tylko postów ujawniających wrażliwe dane:
Durov, założyciel Telegrama, zauważa, że dla dwóch z trzech tych kanałów to tak naprawdę równałoby się z usunięciem całego kanału, gdyż praktycznie wszystkie posty byłyby z nich wymazane.
Najprawodpodobniej skończy się na tym, że użytkownicy iOS nie będą widzieli tych postów, a na innych wersjach Telegrama posty będą nadal widoczne bez przeszkód.
Przy wcześniejszych nakazach cenzury ze strony Apple Telegram umieszczał notkę dla użytkowników iOS, że dana treść jest niewidoczna na tym systemie operacyjnym. Jednak spotkało się to ze sprzeciwem od Apple, które powiedziało, że Telegram nie może tak robić, gdyż takie notki są „nieistotne”.
Kiedy obywatele walczą o demokrację, Apple włącza cenzurę
Cała ta sytuacja przywodzi mi na myśl nie tak dawny temat cenzury aplikacji wykorzystywanych przez protestujących w Hongkongu. Wydaje się, że gdy tylko gdzieś na świecie obywatele walczą o swoje prawa, Apple znajduje sposób aby trochę utrudnić im życie:
- usunął flagę Tajwanu z klawiatury Emoji na iOS w Chinach,
- wycofał z AppStore aplikację do śledzenia posunięć policji blokującej protesty w Honkgongu,
- na prośbę chińskiego rządu zablokował Chińczykom możliwość instalowania VPN na ich iUrządzeniach, aby rząd mógł ich podsłuchiwać,
- wycofał z AppStore aplikację do urządzania niezależnych głosowań przez obywateli Hongkongu.
Apple często zasłania się w takich i podobnych kontrowersjach „pilnowaniem regulaminu jego usług”, ale notorycznie pokazuje, że pilnuje jej subiektywnie i stronniczo. Dlaczego nie stosuje tej stronniczości, gdy na szali jest walka o demokrację?
Decyzja o nakazaniu cenzury dziwi mnie także z powodu, że będzie ona... nieskuteczna. Kanały telegramowe można czytać także za pomocą zwykłej przeglądarki WWW, bez potrzeby instalowania dedykowanej natywnej aplikacji np. z AppStore. Wszak Apple nie weźmie się za cenzurę Internetu, prawda?
...Prawda?
A co z Androidem?
Jeżeli nakazana przez Apple cenzura Telegrama dojdzie do skutku, użytkownicy np. systemu Android nadal będą mieli swobodny dostęp do cenzurowanych na iOS treści.
Czyli to oznacza, że androidowcy będą mogli widzieć wrażliwe dane osobowe innych osób! Czemu Google nic z tym nie zrobi? Musimy pamiętać, że Google ma mniejszą niż Apple przewagę negocjacyjną wobec twórców aplikacji na swój system.
Apple ma monopol na decydowanie o tym, jakie aplikacje mogą być instalowane na iOS, a jakie nie. Gdy Apple zwraca się do twórcy aplikacji z „prośbą” o usunięcie jakichś danych, to trochę tak jak mafiozo proszący Cię o przysługę. Odmówisz, dostaniesz kulkę w łeb (w przypadku Apple: Twoja aplikacja zostanie zdjęta z iOS i stracisz mnóstwo użytkowników).
Gdyby Google zdecydował się na wystosowanie podobnej „prośby” do twórcy aplikacji na Androida, to po jej hipotetycznym niespełnieniu i zdjęciu aplikacji z Play Store użytkownicy tego systemu operacyjnego mogliby nadal pobierać i uruchamiać tę aplikację np. ze strony producenta, bez pośrednictwa Google'a.
(Swoją drogą, osobiście podejrzewam, że za dwie, trzy wersje Androida instalowanie apek spoza Play Store będzie już bardzo utrudnione, a może nawet wprost niemożliwe bez drastycznych ingerencji w system. Powodem będzie oczywiście „bezpieczeńtwo użytkowników”.)
TL;DR: Użytkownicy Apple dostają jasny sygnał: jeżeli chcecie walczyć o demokrację, korzystajcie z Androida.